Cyniczni realiści kontra naiwni idealiści – o branżowej nerwicy słów kilka.
Dwa dni temu (22.03) Pani redaktor z pewnego dużego portalu o tematyce reklama, marketing media poprosiła mnie o komentarz do kampanii Reserved. Ponieważ portal ten publikował już kilkukrotnie moje wypowiedzi lub komentarze, a prośba była w stylu „Panie Marku, sprawa jak zwykle pilna, najlepiej teraz, szybko do końca dnia” potraktowałem rzecz najpilniej jak tylko mogłem i komentarz krótki napisałem. Dostałem zapewnienie że w przypadku ewentualnych skrótów otrzymam wcześniej informację, a sam tekst pojawi się nawet na stronie głównej. No, no no – pomyślałem sobie – ależ ze mnie komentator! Ja cię nie mogę! Zadowolony z siebie i dumny jak paw czekałem na link do publikacji. Ale się nie doczekałem. Podobnie jak informacji czy komentarz jest beznadziejny, czy redakcja uznała, że temat jest nieaktualny, czy może tekst jest głupszy ode mnie i nie ma co ludziom zawracać takim gniotem gitary. A może wszystko naraz.
Ponieważ moja nieuleczalna megalomania, narcyzm itp. powodują, że automatycznie poczułem się skrzywdzony, potraktowany z buta i śmiertelnie obrażony postanowiłem, że od dziś nie będę udzielał komentarzy do portali, które ich nie publikują. A co.
Po chwili mi jednak przeszło i pomyślałem, że może skrzynka im się zepsuła, serwer zawiesił, albo wpadłem do spamu, czy coś w tym stylu. A może po prostu mój komentarz był potrzebny po to żeby sobie go poczytać w redakcji dla śmichów, a publikować tylko profesjonalne komentarze? Kto to wie? No kto?
Jest też możliwe, że zaszło jakieś totalne nieporozumienie i komentarz gdzieś poszedł tylko nikt nie wie gdzie? Nieważne, trudno.
Skoro już jednak komentarz napisałem to się nim dzielę poniżej.
Cyniczni realiści kontra naiwni idealiści – o branżowej nerwicy słów kilka.
Ponieważ od niemal dwóch lat mam okazję obserwować branżę reklamową z lekkiego dystansu, po raz kolejny dziwią mnie wypieki na twarzy pojawiające się w związku z jakąś kampanią viralową. Z tego, co wiem takie kampanie dokładnie temu mają służyć – aby było o nich głośno i aby budziły emocje, więc pytanie: skąd te zrywy zacietrzewienia i powszechne larum? Łatwiej mi zrozumieć emocje konsumentów i odbiorców, którzy „wkręcani” w przeróżne narracje bywają wściekli lub rozczarowani, że oto ktoś zrobił w balona, ale dlaczego takie same emocje pojawiają się wśród reklamiarzy tego za bardzo pojąć nie mogę. Jedyna hipoteza jaka mi przychodzi do głowy to pogłębiająca się branżowa nerwica. Neurotyczność ta z kolei wynika ze zwiększonej dawki stresu i narastająca frustracji - efektów mniejszych niż dawniej budżetów i narastającej lawinowo ilości roboty, której nikt już sensownie przerobić nie jest w stanie. Zamiast więc brać się do roboty - nawet za mniejsze pieniądze - branża się emocjonuje wszelkimi memami i pierdołami wygrzebanymi na youtubie. Wiem, ze to opinia generalizująca i być może co dla niektórych przez to krzywdząca, ale jako dawny „człowiek reklamy” poczuwam się do tego by się nią podzielić.
Wracając do samej kampanii - co do konsumentów to (jak to bywa w przypadku prowokacji) ich opinie błyskawicznie się polaryzują. Ci, którzy dali się zwieść romansowej historii, a później czar prysnął („cóż za kpina z wartości, cóż za kpina z miłości!”) wściekli są pewnie sami na siebie, że po raz kolejny okazali się naiwni. Ale skoro lubią romanse, to najprawdopodobniej przyzwyczaili się do tego, że takie opowieści różnie się kończą. Więc w zasadzie o co tu się wściekać? Miała być miłość a wyszło, że to reklama. To i tak jakiś rodzaj happy endu, bo zawsze mogło być gorzej.
Ci zaś, którzy dali się wkręcić, ale rozwiązanie ubawiło ich zamiast rozczarować (i śmieją się teraz z naiwnych) lubią prawdopodobnie inne historie: takie, w których zawsze się okazuje, że „ktoś za tym wszystkim stoi”, „dobro nigdy nie wygrywa”, „w życiu chodzi tylko o pieniądze, władzę i seks” itp.
Można więc powiedzieć, że opiniach pojawiły się dwa skrajne segmenty „naiwnych idealistów” i „cynicznych pragmatyków”. No i w zasadzie wszyscy ludzie z grubsza na takie postawy się dzielą: idealistów i realistów. Jedyne co jest interesujące w tej polemice, to udział ilościowy segmentów. Nie wiem jak ten rozkład wygląda w dyskusji, a chętnie bym się dowiedział. Jeśli ktoś monitoruje to w sposób ilościowy, to posiądzie dosyć cenną wiedzę na temat młodych odbiorców (pokolenia millennialsów, igreków, gamma, teta, ipsilon - czy jak ich tam dzisiaj zwą). Będzie miał bowiem kolejny dowód na potwierdzenie tezy jaką właściwie postawę – filozofię życiową – ci młodzi ludzie w większości reprezentują (ja już chyba nawet wiem jaką).
Czy taka kampania jest żenująca czy dobra to rzecz jasna pytanie retoryczne. Marka, która się pod nią podpisuje sama się o tym przekona, ale na pewno nie w tym tygodniu, a pewnie i nie w tym roku. Wszystko zależy od tego w jaki sposób takie działanie wpisuje się w całościową strategię marki i strategię komunikacji. Jeśli Reserved chce być postrzegany jako brand młodzieżowy, „z pazurem”, nieco buntowniczy i zadziorny (trochę tak wyglądają ich kolekcje), to lekko cyniczna i prowokacyjna kampania jedynie umocni takie postrzeganie marki.
A że zdaniem niektórych idealistów robią sobie jaja z miłości?
No cóż, przecież jak wiadomo miłość cierpliwa jest, miłość łaskawa jest, nie jest zazdrosna i nie szuka poklasku. Więc i tak nic jej nie może zaszkodzić.
Zresztą jak napisał pięknie Tuwim, a wyśpiewała Ordonówna: miłość ci wszystko wybaczy. Virala też.